Ludzie Hospicjum, którzy swoje życie związali z Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej, służyli idei hospicyjnej, poświęcając temu dziełu swój czas.
Ich entuzjazm, zaangażowanie, radość, życzliwość, nieustanna gotowość niesienia pomocy i towarzyszenia ludziom chorym w ostatnich chwilach ziemskiego życia, były przykładem samarytańskiej posługi i inspiracją dla innych.
ŚP. WACŁAWA ADAMCZYK
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..."
Słowa te zwykle odnoszone są do chorych, którym służy Hospicjum św. Kamila, nabrały nagle innego znaczenia. Dnia 7 listopada 1993 roku odeszła z naszego grona Koleżanka – lek. stomatolog WACŁAWA ADAMCZYK pracująca w hospicjum niemal od początku jego istnienia. Mimo emerytury - czynna zawodowo, znalazła czas i siły do bezinteresownej, pełnej życzliwości pomocy dla chorych umierających i ich bliskich.
Już nigdy nie usiądzie przy chorym hospicyjnym, żeby ten nie umarł samotnie. Nie wesprze tych, którzy są bardziej od Niej potrzebujący. Nie przyjmie zgłoszenia nowego chorego, wymagającego opieki hospicyjnej, na dyżurze telefonicznym, jaki co tydzień pełniła w Beskidzkiej Izbie Lekarskiej.
Tak szybko odeszła...
Anna Byrczek
ŚP. MARIA KODZIS
SPÓŹNIŁAM SIĘ DWANAŚCIE LAT!
Marysię Kodzis poznałam wiele lat temu, kiedy to rozpoczęłyśmy naukę w bielskim Liceum Pedagogicznym. Marysia była poważna, zrównoważona a jednocześnie ciepła, miła i koleżeńska. Wydawała się dojrzalsza od nas – zawsze przygotowana, odpowiedzialnie podchodziła do siebie i innych. Niestety, po ukończeniu liceum nie podjęła pracy jako nauczycielka, lecz wybrała pracę biurową. Drogi nasze się rozeszły i przez czterdzieści lat nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Nasze przypadkowe spotkanie zapamiętam na zawsze. Spotkałyśmy się i na szczęście rozpoznały, a w czasie rozmowy dowiedziałam się, że Marysia udziela się w Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej i praca ta daje jej szczęście. Zdziwiłam się, że można chcieć pracować z umierającymi.
Temat śmierci i związane z nią problemy były mi wtedy obce, a wręcz przerażające i najchętniej odsunęłabym je jak najdalej od siebie. „Ale sobie wybrałaś” – podsumowałam, kiedy Marysia skończyła opowiadać o pomocy umierającym. Ona jednak niezrażona moją niechętną postawą, zaczęła jeszcze żarliwiej mówić o tym, jak cudownie jest trzymać chorego za rękę i towarzyszyć mu w przechodzeniu na tamtą stronę. „Ty również nadawałabyś się do tego Aniu” - powiedziała. Zdrętwiałam. Boję się śmierci i umierania.
„Nie potrafiłabym chyba...” - powiedziałam niepewnie. „Nadajesz się i chyba będziesz pracować w hospicjum - zobaczysz” - zakończyła Marysia.
Były to słowa prorocze. Przez następnych dwanaście lat Bóg przez doświadczenia życiowe oraz natchnienia Ducha Świętego ukształtował mnie i doprowadził do pracy w Hospicjum św. Kamila. Kiedy przyszłam, Marysi już nie było - zmarła, była z Panem i ze swoimi ukochanymi podopiecznymi. Ona odeszła, a ja przyszłam, by kontynuować to, co robiła Marysia.
Anna Węglarz
ŚP. JADWIGA KORNAK
Patrząc przez okno mojego mieszkania, często wspominam pielęgniarkę, wolontariuszkę Hospicjum św. Kamila śp. Jadwigę Kornak. Była bardzo oddaną pielęgniarką, zdecydowaną, zawsze chętną do pomocy.
Przypominam sobie sytuację kiedy miałam zanieść leki choremu na określoną godzinę. Spotkałam Jadzię i powiedziałam, że mam problem, bo będę musiała zostać dłużej
w pracy i nie wiem, czy zdążę dostarczyć leki. Jadzia nie pozwoliła mi się martwić stwierdzając, że przyjedzie i zawiezie.
Wszystko dobrze się skończyło, nie musiałam angażować Jadzi, ale za jej propozycję byłam bardzo wdzięczna.
Kiedyś powiedziała mi, że nie wie, jak długo da radę posługiwać w Hospicjum, ale chce pomóc widząc, jak ciągle brakuje pielęgniarek.
Ostatniego chorego odwiedzała w moim bloku, dlatego mogłam Ją często widzieć z okna, jak po Mszy św. około godz. 09.00 szła robić codzienne opatrunki. Któregoś dnia Jadzia nie przyszła. Chory stwierdził, że musiało coś się jej stać. Była zawsze obowiązkowa, punktualna. Po interwencji chorego znaleziono Jadzię w domu dotkniętą udarem. Jakiś czas żyła, ale teraz Ona wymagała stałej opieki i otrzymała ją w szpitalu w Wilkowicach na Oddziale Paliatywnym i tam zmarła.
Odwiedzałam Ją w szpitalu wiele razy, ale pozostał mi obraz Jadzi idącej do chorego – ten z mojego okna i za to Jej bardzo dziękuję.
Elżbieta Adamus
ŚP. LIDIA PŁATEK
Doktor Lidię Płatek poznałam z racji pełnionych przeze mnie wówczas obowiązków w Beskidzkiej Izbie Lekarskiej. Rozmawiałyśmy czasami o idei opieki hospicyjnej, sposobie działania i potrzebach rozwijającego się wtedy zespołu Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej. Lidia okresowo wspierała nas finansowo. Kiedy okazało się, że jedna z naszych podopiecznych potrzebuje konsultacji okulistycznej, a nie jest w stanie dotrzeć do specjalistycznej poradni, Lidia zaoferowała swoją wolontaryjną pomoc. I tak to się zaczęło… Zawsze chętnie, bez ociągania się odwiedzała potrzebujących jej okulistycznej pomocy chorych. Ofiarowała im nie tylko fachową, medyczną pomoc ale i sporo swojego czasu i uśmiechu, którego im nigdy nie żałowała. Niestety choroba i jej nie oszczędziła. Z żalem przyjęliśmy jej śmierć. Pozostaje w naszym sercu i modlitewnej pamięci.
Anna Byrczek
ŚP. KS. MICHAŁ SMIATEK SDS
Ksiądz Michał przyszedł do naszej wspólnoty do pomocy ówczesnemu duszpasterzowi księdzu Edwardowi. Uśmiechnięty, cichy, trochę skryty. Jeździł z nami do na-szych podopiecznych chorych, ale chyba chętniej pracował na komputerze pomagając nam porządkować posiadane przez nas informacje, których ilość przybywała w szybkim tempie. Po krótkim czasie przeniesiony został do innych obowiązków, a po kilku latach dotarła do nas wiadomość o jego tragicznej śmierci /03.11.2004 r./. Pozostaje w naszej pamięci modlitewnej i myślę, że będąc blisko Ojca, wstawia się za nami.
Anna Byrczek
ŚP. RENATA GĘBORA
Porozumienie o współpracy z Hospicjum św. Kamila podpisałam 1 października 2011 r. po odbyciu szkolenia teoretycznego i praktycznego. Do pierwszej podopiecznej pani Marysi miałam pójść 23 listopada 2011 r. Ponieważ bardzo obawiałam się, czy sobie poradzę, otrzymałam do pomocy bardziej doświadczoną wolontariuszkę. Była nią Renia Gębora, która bardzo troskliwie i fachowo pomogła mi w opiece nad chorą. Było to dla mnie bardzo ważne, przy następnych podopiecznych czułam się już dużo pewniej, a to wszystko zawdzięczałam właśnie Reni.
Potem był jeszcze wspólny wyjazd 22 października 2011 r. na Konferencję Medycyny Paliatywnej do Kluczborka, a także 27 stycznia 2012 roku na Konferencję Opieki Paliatywnej do Częstochowy, gdzie miałyśmy z Renią wspólny pokój, dzięki czemu mogłyśmy się lepiej poznać.
Renia była bardzo oddana opiece nad chorymi, niestrudzenie pomagała innym, zapominając często o sobie. Zapamiętałam Ją jako bardzo miłą, serdeczną, ciepłą, niezwykle uczynną osobę.
Jej śmierć 11 września 2012 r., nagła i nie spodziewana, była dla wszystkich dużą stratą.
Aleksandra Mikler
ŚP. TERESA KORCZAK-KOCOŃ
Kto Jej nie pamięta?...
- Zawsze wchodziła uśmiechnięta z wyciągniętymi rękami, by przywitać się z każdym, zawsze pogodna, rozsiewająca wokół radość.
Niosła tę radość życia do chorych. W jej obecności nie istniały problemy.
Skąd to miała? …
- Kiedyś spotkałyśmy się na cmentarzu w Katowicach.
Byłam na pogrzebie wujka, a Ona przyszła, by pomodlić się nad grobem ks. Karola. Rozgarniała zwały śniegu z Jego pomnika. Wtedy powiedziała, że to Jemu zawdzięcza to, kim jest teraz, to On swoim przykładem budował jej młody światopogląd, On sprawił, że gdy była ciężko chora w szpitalu (choroba zdziesiątkowała najbliższą rodzinę) i czuła się samotna, smutna, opuszczona, odwiedzali ją liczni młodzi ludzie, poświęcali jej swój czas, rozweselali, przynosili drobne prezenty.
Później dowiedziała się, że Ci młodzi ludzie po spowiedzi u ks. Karola jako pokutę otrzymywali polecenie odwiedzin chorej dziewczynki o imieniu Tereska. Niektóre przyjaźnie
z tego okresu przetrwały.
Tak miłość i dobro przynosi plon obfity. Ona to rozsie-wała w swoim otoczeniu i przy łóżku chorego.
Modlę się w Jej intencji o radość wieczną w Niebie. Ilekroć będę na cmentarzu w Katowicach, zapalę znicz i pomodlę się w intencji ks. Karola. Zmarła 29 maja 2015 r.
Anna Samol
ŚP. REGINA KUSZMIDER
Renia wstąpiła do Hospicjum w tym samym czasie, kiedy ja. Nie znałyśmy zespołu, więc trzymałyśmy się razem, ale bardzo mało mówiła o Sobie, najczęściej rozmawiałyśmy o wnukach.
Była osobą kulturalną, opanowaną, bardzo dyskretną i cierpliwą. Miała często na twarzy delikatny ciepły uśmiech.
Nie pamiętam, żebyśmy razem były u chorych, ale myślę, że była lubiana i szanowana z racji cennych cech charakteru takich jak: dyskrecja, umiejętność słuchania drugiej osoby i nienarzucania własnego zdania. Umiała towarzyszyć, po prostu być. Dużo czytała, często przychodziła do biblioteki.
Gdy choroba uniemożliwiła Jej chodzenie do chorych, przychodziła na nasze spotkania. Odeszła z naszego grona hospicyjnego 8 grudnia 2016 roku.
Dziękujemy Reniu, że byłaś z Nami!
Elżbieta Klimas
ŚP. KRYSTYNA TYKWIŃSKA
Pierwsze dłuższe rozmowy prowadziłyśmy z Krysią w czasie rekolekcji hospicyjnych w Kokoszycach w czerwcu 1999 roku. Krysia była w końcowym okresie żałoby po śmierci męża, a ja dochodziłam do równowagi po wypadku karetki reanimacyjnej. Program nie był przeładowany więc miałyśmy dużo czasu dla siebie. Piękna pogoda, wspaniały park i stare drzewa, które wiele przeżyły i dużo widziały, nastrajały do rozmów, które kończyłyśmy późnym wieczorem w pokoju. Zawiązała się nić przyjaźni i trwała do Jej śmierci.
Krysia była moją idolką - dzielna, prawdomówna, stanowcza, dokładna, systematyczna, wszystko miała zaplanowane i na wszystko była przygotowana. W chorobie stosowała się do zaleceń, robiła wszystko, aby żyć ale równocześnie porządkowała sprawy majątkowe i domowe, by nikt nie musiał po niej sprzątać. Z ubrań zostawiła tylko to, co konieczne. Kiedy trzeba było Krysię po śmierci ubrać, w szafie były chyba trzy spódnice i kilka bluzek. Nigdy nie mówiła o śmierci, a na pytanie co słychać, odpowiadała: „Żyję”. W ostatnie dni Krysi znów miałyśmy dużo czasu na rozmowy o przeszłości, rodzinie, sprawach Bożych i ludzkich - przechowam je w serdecznej pamięci. Bóg pozwolił Krysi zachować swą niezależność. Do końca mogła chodzić i umrzeć we własnym domu. Dziękuję za te 17 lat Twojej przyjaźni Krysiu - niech choć trochę Twojego Ducha przejdzie na mnie. Odpoczywaj w pokoju i módl się za nami.
Odeszła z naszego grona hospicyjnego 3 marca 2016 r. Pożegnaliśmy Ją 8 marca 2016 r. Mszą Św. sprawowaną w Kościele NMP Królowej Polski u Księży Salwatorianów w Bielsku-Białej. Spoczęła na cmentarzu w Częstochowie.
Barbara
ŚP. KS. TOMASZ CHUDY SDS
Zawitał do naszej wspólnoty w 1994 r. wnosząc do niej swój zapał, energię i radość. Na wstępie zaznaczył, że będzie z nami tylko rok, po którym podejmie studia na KUL. Ten planowany rok chciał maksymalnie wykorzystać. Gorliwie „walczył” o pojednanie z Bogiem każdego naszego podopiecznego. Podejmował różne próby zbliżenia umierających do Boga.
Pewnego wieczoru w czasie naszych odwiedzin zagadnął chorego o korzystanie z Bożej pomocy. Usłyszał w odpowiedzi, że chorego to nie interesuje, bo Pan Bóg pozostawił go samego w godzinie ciężkiego doświadczenia. Po opuszczeniu domu chorego Ks. Tomasz gorączkowo szukał sposobu „dotarcia” do tego chorego, ułatwienia mu poznania Bożego Miłosierdzia, którego był gorliwym krzewicielem. (Już na swoim prymicyjnym obrazku zamieścił cytat z Dzienniczka Siostry Faustyny). Jeszcze tego samego wieczoru pojechaliśmy do hospicjum po potrzebne choremu pampersy. Ks. Tomasz porwał wielką paczkę i ze słowami: „Zaczekaj w samochodzie”, niemal pobiegł do chorego. Czekałam na niego dość długo. Zdążyłam odmówić niejeden dziesiątek różańca, zanim zobaczyłam jego szczęśliwą, uśmiechniętą twarz. Już wiedziałam, chory uwierzył Bogu i przyjął Jego miłosierdzie.
Ks. Tomasz nie czekał na wezwanie od chorego. Próbował różnych sposobów, które ułatwiłyby choremu i rodzinie przekroczenie w rozmowie bariery, poza którą już można rozmawiać o sakramentach, nawiązać do sensu cierpienia, dotykać umierania, zmartwychwstania. Czasami wchodził w dom chorego jako mój „pomocnik” w dźwiganiu np. materaca przeciwodleżynowego, aby niejako usprawiedliwić swoją obecność bez wezwania. Potem już działał Pan Bóg posługując się swoim kapłanem. Ks. Tomasz był naszym kapelanem rzeczywiście tylko rok, nie zerwał jednak kontaktu. Telefonował, interesował się naszą sytuacją i kondycją duchową, pomagał dobrym słowem i modlitwą.
W maju 2016 r. obchodził jubileusz 25-lecia swojego kapłaństwa. Połączył go z przepięknym koncertem charytatywnym na rzecz naszego Hospicjum. Jeszcze w lipcu pomógł nam znaleźć miejsce na nasze rekolekcje. Był już wtedy ciężko chory - obejmowaliśmy go naszą gorącą modlitwą, a on w dniu św. Kamila odprawił Mszę święta w intencji naszego Hospicjum. Kilka dni później mógł już bez gorączki i bólu odpoczywać w obecności Najlepszego Ojca.
Dziękując za jego obecność w naszej wspólnocie, za przyjaźń i wszystko, czym nas obdarował, obejmujemy go modlitwą i serdeczną pamięcią.
Anna Byrczek
ŚP. ALEKSANDRA BEDNARZ
Ola - pani nauczycielka chemii i fizyki – osoba konkretna, otwarta, uczynna. Poznałam Ją w roku 2007. Pracowałyśmy razem, prowadząc magazyn sprzętu medycznego przy naszym Hospicjum.
Urodziła się w Katowicach-Ligocie, tam mieszkała i studiowała, ale nie mówiła gwarą śląską. Dopiero podczas pracy z młodzieżą w Czarnym Lesie koło Rudy Śląskiej, jako nauczyciel, mając doskonałą pamięć i słuch doskonale opanowała gwarę.
Była społecznikiem, świetnym animatorem, młodzież bardzo Ją lubiła. Organizowała obozy wędrowne, wycieczki – często w Beskidy. Zawsze uśmiechnięta, spontaniczna, optymistycznie nastawiona do życia, nawet do trudności, jakie napotykała.
Do Bielska-Białej przyjechała po ślubie. Została mamą dwóch córek. Z mężem uczestniczyła w Ruchu Światło-Życie przy parafii w Aleksandrowicach. Byli animatorami w tworzeniu się grup przykościelnych „Kościół domowy dla rodzin”.
Ola zaczęła swoją posługę w Hospicjum św. Kamila jako wolontariusz niemedyczny. Odwiedzała chorych, opiekowała się nimi, potem dodatkowo podjęła się prac pomocniczych w tworzeniu magazynu sprzętu medycznego przy Hospicjum. Na dyżurze w Hospicjum jak również na różnych spotkaniach potrafiła rozbawić nas żartem, który przekazywała w gwarze śląskiej. Cieszyła się życiem i zawsze widziała pozytywy, radość umiała przekazać innym. Nigdy nie przywiązywała wagi do materialnej strony życia.
Kol. Gienia Zeman
ŚP. BARBARA WALDEK
Barbara Waldek z domu Bartoszewska, urodziła się 01 maja 1931 w Łodzi i dlatego mawiała: „urodziłam się w Święto Pracy, więc praca kocha mnie od urodzenia”. Córka magistra farmacji pomagającego okolicznej ludności w okresie okupacji, bardziej rozdającego niż sprzedającego i robiącego samemu leki. W okresie Powstania Warszawskiego Rodzina Bartoszewskich pomagała tym, którym udało się uciec, a także ukrywała Żydów.
Kiedy miała 14 lat, umarła jej Mama i pewnie już wtedy Basia postanowiła, że w swojej przyszłości będzie pomagać ludziom. Jako najstarsza z rodzeństwa opiekowała się dwójką braci i siostrą. Wkrótce umiera także ich ojciec. Razem ze swoimi dwoma ciotkami – siostrami Mamy – starała się zastąpić utraconą Mamę, niosąc ciężar odpowiedzialności. Właściwie od zawsze wiedziała, że chce być lekarzem. Zdała maturę w Łodzi i rozpoczęła studia na Akademii Medycznej w Łodzi. Tutaj poznała swojego przyszłego męża, Zbigniewa. Po uzyskaniu dyplomu biorą ślub i w wyniku nakazu pracy „lądują” w Dąbrowie Górniczej. Zbigniew - chirurg pracował w szpitalu, a Barbara, jako pediatra w przychodni i pogotowiu. Pracy oddaje się całym sercem. W szpitalu pediatrycznym w Będzinie uzyskała drugi stopień specjalizacji. W tym czasie przychodzą na świat ich dzieci. Najpierw Jan w 1954, który niestety żył tylko kilka dni. Potem Iwona i w końcu Barbara. Wychowując dzieci, Barbara otacza jeszcze opieką ciężko chorą Mamę i Babcię swojego męża. Właściwie nie przestała pracować i wciąż się uczy. Jeździ na specjalne szkolenia i kursy do Rabki i do Zakopanego. Tak stała się jeszcze alergologiem i pulmonologiem. Była współzałożycielem poradni i oddziału alergologicznego w szpitalu dziecięcym w Będzinie. Doceniona przez przełożonych została kierownikiem poradni p/gruźliczej w Będzinie. Tutaj pracowała do emerytury. Do szpitala dziecięcego wróciła będąc już na emeryturze. Udało jej się doprowadzić do zaniku gruźlicy w Zagłębiu i w okolicach, organizując i przeprowadzając wielokrotnie katastry. W sercu do końca pozostała pediatrą i leczenie dzieci kochała najmocniej. Jej pracę doceniali zarówno mali pacjenci, jak i ich rodzice.
Po przejściu na emeryturę w 1992 przeprowadziła się wraz z mężem do Bielska-Białej. Tęsknota za pacjentami i niesieniem pomocy zaprowadziła ją do Hospicjum im. św. Kamila i na Oddział Opieki Paliatywnej w Wilkowicach. Tym razem jako wolontariusz pragnęła ulżyć w ludzkim cierpieniu. I znów była otwarta, pomocna, pełna miłości i zrozumienia.
Oddając się całkowicie pomocy chorym, pozostała z dala od polityki, nie należała nigdy do żadnej partii. Mimo to w czasach PRL została odznaczona m.in.:
- Srebrnym Krzyżem Zasługi,
- Srebrną Odznaką Zasłużonemu w Rozwoju Województwa Katowickiego
- Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Barbara – dla Iwonki i Basi to najczulsza Mama, dla Basieńki – Babcia. Wspaniała Teściowa zięcia Piotra, prowadząca z nim długie dyskusje o historii sztuki i chętnie wyjeżdżająca z nim na wycieczki po okolicznych muzeach i kawiarenkach, plenerach. Zawsze otwarta, pełna miłości i zrozumienia. Barbara – jedno imię, jedna osoba, a tak wiele wspaniałych wcieleń. Oddana, wrażliwa, cierpliwa. Wspólnie z mężem, Zbigniewem, kroczyła przez życie 68 lat.
Zmarła 18 stycznia 2021 r. w Bielsku-Białej. Jest pochowana w grobie rodzinnym w Lutomiersku pod Łodzią.
MODLITWA ZA ZMARŁYCH
Boże, Ty nam nakazałeś miłować wszystkich ludzi jak braci i siostry, także tych, których śmierć zabrała z tej ziemi. Wszyscy bowiem żyjemy w Tobie, wszyscy zjednoczymy się z Tobą w jednej wierze i miłości. Dopomóż nam, miłosierny Boże, zawsze dążyć ku temu zjednoczeniu, z miłością pomagając naszym żyjącym braciom i siostrom radą i dobrym przykładem, a zmarłym modlitwą i zasługami płynącymi z naszych dobrych uczynków. Racz przyjąć tę modlitwę, a przez nieskończone Miłosierdzie Twoje, przez Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Zbawiciela i Odkupiciela, zmiłuj się nad duszami zatrzymanymi w czyśćcu, które muszą odpokutować za swoje grzechy, zanim wejdą do Twojej chwały. Ześlij im Ducha Twego, Pocieszyciela, aby je oświecił światłem i Twoją łaską oraz umacniał w nadziei Twego Miłosierdzia. Racz je wprowadzić do Królestwa Twojej chwały za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Twoich świętych, jak również przez modlitwy Twego świętego Kościoła i nas wszystkich, niegodnych sług Twoich, którzy błagamy dla nich o Twe zmiłowanie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Stowarzyszenie
"Hospicjum św. Kamila
w Bielsku-Białej"
ul. NMP Królowej Polski 15
43-300 Bielsko-Biała
tel. 33/ 811 03 67
e-mail: zarzadkamilbb@vp.pl
Konto bankowe
ING Bank Śląski
nr 15 1050 1070 1000 0023 4115 9347
wpis do Księgi rejestrowej
podmiotów wykonujących
działalność leczniczą
pod nr 000000025415